O istnieniu spektakularnego wąwozu rzeki Cares dowiedziałyśmy się zupełnie przypadkiem, tak samo z resztą jak o całej reszcie Picos de Europa. Bilet do Santander kupiłysmy, bo był najtańszy i nie miałyśmy pojęcia, że odkryjemy to niesamowite miejsce. Rzeka Cares wyrzeźbiła imponujący wąwóz, który oddziela Masyw Centralny od Wschodniego, którego szczyty piętrzą się na ponad 2000 metrów nad dnem wąwozu. Ścieżka, pomomo, że prowadzi wzdłuż przepaści i ma jedynie 2 metry szerokości, jest bardzo dobrze utrzymana więc trasa byłaby całkiem łatwa, żeby nie jej długość - 12 km z Poncebos do Cain. Nie tak źle, żeby nie to, że potem trzeba zawrócic i pokonać kolejne dwanaście. Cała trasa jest jednak tak zachwycająca, że bolące nogi odczułyśmy dopiero wieczorem.
|
Rio Cares |
Pierwsze dwa kilometry trasy prowadzą ścieżką pod górę. Jest to właściwie jedyne podejście na trasie i skończyło się zanim zdążyłyśmy się porządnie zasapać. Na szczycie minęłyśmy stary pasterski domek, jak się potem okazało jeden z wielu na szlaku.
Tuż za domkiem ścieżka zaczyna prowadzić w dół i potem do końca jest juz prawie całkowicie prosto. To właśnie w tym miejscu pierwszy raz opadły nam szczęki. Widok na wrota wąwozu z wysokimi szczytami Masywu Zachodniego w tle był powalający. Dało się też stamtąd dojrzeć cieniutką jak niteczka naszą ścieżkę.
Szlak Cares jest rajem dla fanów skalnych olbrzymów. Przepiękne góry otaczały nas z każdej strony i za każdym zakrętem widok zdawał się być jeszcze wspanialszy niż wcześniej. Pomimo, że do pokonania jest całkiem sporo kilometrów, krajobrazem nie można się znudzić i bez problemu można zapełnić całą kartę pamięci w aparacie, co z resztą skutecznie nam się udało :-) Natura wyrzeźbiła tu w skałach najróżniejsze kształty i pomalowała w całą teczę kolorów.
|
Okienko |
|
Skalna twarz :-) |
Wzdłuż szlaku biegną kanały doprowadzające wodę do hydroelektrowni w Poncebos i to właśnie dzięki nim powstała ta wspaniała ścieżka. Zbudowano ją dla pracowników elektrowni, którzy dbają o kanały. Zanim powstała elektrownia, ta trasa używana była (i nadal jest) przez pasterzy, czego dowodem są liczne kozy i pasterskie domki mijane po drodze. Jakoś ciężko sobie wyobrazić jak wyglądała budowa szlaku. Wiercenie tuneli i wydrążanie skał nad przepaścią na pewno nie należało do łatwych zadań, ale za to jakie piękne miejsce pracy! Pozazdrościć...
|
Jeden z licznych tuneli. |
|
Trykające się kozy bardzo niechętnie zeszły nam z drogi. |
|
Pasterski domek. |
|
Kanał prowadzący do hydroelektrowni. |
Pomimo, że ścieżka wcale nie jest aż taka szeroka i katastrofa jest całkiem możliwa, jakoś zapomniałam zupełnie o moim lęku wysokości. Coś mi się wydaje, że to przez te niesamowite widoki, które pochłonęły mnie tak totalnie zupełnie zapomniałam się bać. O możliwości wylądowania w przepaści przypomniała mi dopiero drewniana kładka zbudowana w miejscu gdzie ścieżka, parę miesięcy temu, zarwała się i powstała wielka dziura.
Mniej więcej w połowie trasy, wąwóz zaczął się zwężać i ścieżka zdawała się być coraz niżej i bliżej rzeki.
Pod koniec szlaku dotarłyśmy do dwóch mostów zawieszonych nad rzeką - Bolin i Los Rececos. Tuż za tym drugim ścieżka kończy się i prowadzi do miasteczka Cain.
|
Most Bolin |
|
Most Los Rebecos |
W tym miejscu zawróciłyśmy i ruszyłyśmy w piękna drogę powrotną. I tu znowu nie było nudno. Niby ta sama droga, a wszystko wyglądało jakoś inaczej.
Kiedy zostało nam ostatnie 5 km pogoda postanowiła dać o sobie znać i zniknęło słońce, zaczęło lać i ochłodziło się o jakieś 10 stopni. Kiedy dotarłyśmy do parkingu byłyśmy mokre jak kury i głodne jak wilki, ale po prowizorycznym wysuszeniu się samochodową dmuchawą i wzmocnieniu się bagietką z serem byłyśmy gotowe na kolejny szlak. Ruszyłyśmy więc pod górę do klimatycznego Bulnes, o którym pisałyśmy
tutaj.
Marzy mi się wrócić kiedyś do przepięknych Picos odkryć kolejne niesamowite szlaki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz