Arena di Verona |
Pomimo, że w Weronie spędziłam tylko jedno popołudnie i trochę wieczoru, i nie "zaliczyłam" niezbędnika zabytków, udało mi się poczuć niezwykłą atmosferę tego miejsca. Stare Miasto Werony ma klimat małego, włoskiego miasteczka. Pełno tam placów i placyków, wąskich ulic i uroczych kamienic. Okazało się, że nie trzeba mieć nawet konkretnego planu zwiedzania, wystarczy szwędać się w którąkolwiek stronę i wszędzie trafi się coś fajnego. Ciekawy budynek, śliczna uliczka, arbuzowe lody czy klimatyczna kawiarnia. Wszystko czego tak naprawdę oczekuję od włoskiego miasta.
Balkon Julii |
Zwiedzanie zaczęłam niedaleko Piazza Brá i oczywiście zaczęłam od lodów. Pycha! Plac jest olbrzymi. Przypomina bardziej szeroki pasaż. To właśnie tam znajduje się najbardziej charakterystyczna budowla miasta - Arena di Verona. Arena zbudowana była w I w.n.e. i podobnie jak Koloseum była oryginalnie rzymskim amfiteatrem. Obecnie jest najlepiej zachowaną budowlą tego rodzaju i nadal sprawuje swoją funkcję. Jest czynnym teatrem, operą i areną koncertową.
Piazza Bra |
Zaledwie parę kroków od tego starożytnego kolosa zaczyna się kontrastujący ciąg pasaży handlowych, gdzie oczywiście królują ekskluzywne butiki włoskich projektantów mody. Trochę jak via Condotti w Rzymie. Podobało mi się to, że nawet na takiej ulicy tradycyjne, włoskie akcenty są na wysięgnięcie ręki. Wystarczy podnieść wzrok ponad sklepy.
Remus i Romulus tuż nad sklepową wystawą. |
Trzymając się drogowskazów trafiłam w końcu na via Capello, gdzie znajduje się Casa di Giulietta, czyli legendarny dom Julii. Niestety ciężko tam było o jakąkolwiek atmosferę, ponieważ ilość turystów była zastraszająca. Ludzie z aparatami wypełnili dokładnie każdy centymetr tego małego dziedzińca i ciężko było się czemukolwiek przyjrzeć, ponieważ wystawione w górę tablety zasłaniały oczy. Udało mi się zająć całkiem niezłą miejscówkę zaraz przy bramie na schodkach. Zrobienie zdjęcia balkonu bez jakiejś przypadkowej Julii też graniczy z cudem. Trzeba być cierpliwym i szybkim jak błyskawica, żeby uchwycić ten ułamek sekundy między jedną a drugą. Na dziedzińcu znajduje się też posąg Julii, który ponoć przynosi szczęście w miłości jeśli złapiemy Julię za pierś. Na złapanie jest tylu chętnych, takie są tam przepychanki, że dziwię się, że posąg jeszcze stoi.
Casa di Giullieta |
Odetchnęłam z ulgą kiedy znalazłam się znowu na ulicy...
Tuż przy domu Julii znajduje się śliczny plac Piazza delle Erbe. To miejsce podobało mi się w Weronie najbardziej. Plac otoczony jest pięknymi kamienicami, które zdobią udekorowane balkony i okna. Jest gwarny i tętni życiem. Pełno tu lodziarni, kawiarni i pizzerii oraz straganów targowych, gdzie kupić można prawie wszystko, od Pinokio po makaron.
Piazza delle Erbe |
Targowisko na Piazza delle Erbe |
Piekne kamienice z Piazza delle Erbe:
Na placu znajduje się najbardziej charakterystyczna fontanna Werony - Madonna di Verona.
Madonna di Verona |
Po drugiej stronie placu, wśród wąskich ulic znalazłam w końcu kawiarnię, którą poleciła mi pewna Włoszka. Caffetteria Borsari serwuje i sprzedaje przepyszna kawę i wygląda trochę jak kuchnia z bajki. Polecam!
Caffetteria Borsari |
Po napełnieniu brzucha, kontynuowałam zwiedzanie wąskimi uliczkami, aż dotarłam do rzeki, gdzie zniknął gwar miasta i przyjemnie było trochę odpocząć podziwiając jednocześnie widok na jedno ze wzgórz, które otaczają Weronę.
Castel San Pietro |
Wieczorem wróciłam na Piazza Brá, który tętnił życiem jeszcze bardziej niż za dnia. W Arenie rozpoczynała się właśnie jakaś opera. Rozłożono więc czerwone dywany i wystrojeni od stóp do głów goście zjawiali się jedni po drugich. Po drugiej stronie placu znowu kontrast. Z szeregu restauracji dochodziło pokrzykiwanie kibiców, oglądających na telebimach ćwierćfinał Mistrzostw Europy w piłce nożnej.
W nocy, na pożegnanie z Weroną skusiłam się na kolejne lody. W końcu był upał i skoro lodziarnie były otwarte do pierwszej w nocy, to widocznie to nie grzech.
Następnego dnia pożegnałam Weronę i ruszyłam na północ do Riva del Garda.
Fasola
Cudowna wycieczka :) Ja w Weronie spędziłam tydzień dwa lata temu... Ależ mi się podobało!
OdpowiedzUsuńByłam też na grobie Julii - tam zdecydowanie mniej ludzi, a klimat niesamowity :)
Tydzień...super!! Zazdroszczę. Chętnie bym tam wróciła na dłużej :)
UsuńNie wiem czy zaglądasz do mnie na "Moje włoskie impresje", a jeśli tak to pewnie wiesz, że Werona to moje klimaty. Lubię odwiedzać Weronę i zawsze znajdę coś, czego jeszcze nie widziałam. Opisałam wiele miejsc zwiedzanych w Weronie, ale zawsze mnie ciekawi spojrzenie innych na to miasto. Ładnie opisałaś swoją wizytę w tym pięknym włoskim mieście, ciekawe fotografie i uchwycone detale. Pozdrawiam z Veneto.
OdpowiedzUsuńDzięki :-) Zaglądam, i za każdym razem zazdroszczę, że masz Italię na codzień. Fajnie, że masz okazję zobaczyć te wszystkie miejsca o różnych porach roku, a nie tylko w czasie urlopowych wypadów. Z Veneto do Verona rzut beretem :-) Też bym tak chciała... Pozdrawiam
UsuńWspaniałe miasto. Gościłam w nim tylko przejazdem, ale mam ochotę wrócić i nacieszyć się dłużej jego urokami.
OdpowiedzUsuń49 year-old VP Sales Winonah Tear, hailing from Cowansville enjoys watching movies like Chimes at Midnight (Campanadas a medianoche) and Kite flying. Took a trip to Rock Art of the Mediterranean Basin on the Iberian Peninsula and drives a F150. ta strona
OdpowiedzUsuń27 year-old Mechanical Systems Engineer Salmon Kesey, hailing from Saint-Hyacinthe enjoys watching movies like Joe and Rock climbing. Took a trip to Historic Centre of Guimarães and drives a Ferrari 250 GT SWB California Spider. ta strona
OdpowiedzUsuń42 year-old Account Coordinator Garwood Durrance, hailing from Saint-Hyacinthe enjoys watching movies like "Resident, The" and Knife making. Took a trip to Quseir Amra and drives a Mercedes-Benz 540K Special Roadster. wejdz tutaj
OdpowiedzUsuń