czwartek, 11 lipca 2013

Wiosenna Sevilla





Zawsze chciałam pojechać do Sevilli wiosną, żeby się przekonać czy rzeczywiście pachnie kwitnącą pomarańczą. W tym roku nareszcie się udało i zaświadczam, że pachnie! Pachnie na każdym kroku! Pięknie, intensywnie, jak gdyby całe miasto było wielką pomarańczową perfumerią. Nawet bardzo wczesną wiosną, kiedy zeszłoroczne pomarańcze nadal usilnie trzymają się gałęzi, nowe już się szykują na świat i powstaje pomarańczowo-kwiatowe pomieszanie z poplątaniem :-)





Nikt mnie jednak nie ostrzegł, że w każdą dosłownie Wielkanoc, pomimo, że jest to święto ruchome, w Andaluzji pada na mur beton! Myślę, że to dlatego, że unikatowa atmosfera podczas Semana Santa w połączeniu z kolorami i zapachami wiosny, i wszystkim innym co oferuje Andaluzja, to byłaby po prostu za duża rozpusta. A wiadomo, że równowaga w przyrodzie musi być!

Tak więc pijana jeszcze urokiem deszczowej Rondy wyruszyłam na podbój deszczowej Sevilli.

Początek spaceru nie był łatwy. Lało tak mocno, że ulice zamieniły się w rzeki. Nie pozostało nic innego jak schować się w barze i przy pysznym tapasie zaczekać na słońce.

Na szczęście wiosenne ulewy szybko przechodzą więc bardzo szybko zalazłam się pod wspaniałą, gotycką katedrą Najświętszej Marii Panny z imponującym minaretem, zwanym Giralda.

Katedra deszczową porą

Katedra Najświętszej Marii Panny



Giralda









Giralda zachwyca w dzień i w nocy!













Tuż obok katedry, za średniowiecznymi murami, znajduje się kolejna perełka - Alcazar. Dawny pałac królewski ze wspaniałymi ogrodami jest jednym z najpiękniejszych kompleksów pałacowych w Hiszpanii. Podczas zwiedzania Alcazar miałam szczęście. Pogoda zmieniła się nie do poznania i mogłam spacerować w słońcu po kolorowych i pachnących ogrodach podziwiając pałacowe komnaty. Alcazar zdecydowanie zasługuje na osobnego posta, więc szczegóły innym razem :)

Mury obronne pałacu Alcazar



Miejscem, które wywarło na mnie największe wrażenie był Plac Hiszpański w Parku Marii Luisy. Olbrzymi plac z półokrągłym pałacem zbudowany był w 1929, podobnie jak paryska wieża Eiffel'a, na międzynarodowe targi Expo. Niesamowita symetria, kolory, przestrzeń, wykładane kafelkami fontanny, mosty i ławki tworzą naprawdę niezwykłe miejsce. Na kolana powaliły mnie nisze wyłożone kafelkami (azulejos) wzdłuż dolnej ściany, ciągnące się bez końca. Każda nisza poświęcona jest jednej z prowincji Hiszpanii. Pięknie wykonane kafelkowe mozaiki przedstawiają ważne wydarzenia z danej prowincji oraz mapę okolicy. Idąc wzdłuż ściany od początku do końca można zwiedzić calutką Hiszpanię. Bardzo przyjemna historyczno-geograficzna lekcja :)









Kafelkowa nisza poświęcona prowincji Jaen
Znalazła się też ukochana Barcelona!



W Sevilli znaleźć można też architektoniczne dziwolągi, takie jak jak olbrzymi wafel-grzyb, pod którym  trafiłam na pyszne Churros z czekoladą. Idealne na wzmocnienie i rozgrzewkę w deszczowy dzień.



Churros pod Waflem :-)
Odświętnie udekorowana Sevilla w przeddzień Niedzieli Palmowej:





Gigantyczne drzewo, pod którym latem zapewne tłumy znajdują wytchnienie od 50-cio stopniowego upału latem :-)
Ku mojej wielkiej radości, drugi dzień w Sevilli przywitał mnie piękną pogodą. Błękitne niebo i słońce wytrwało prawie do wieczora. Ponieważ była to Niedziela Palmowa, atmosfera miasta odmieniła się o 180 stopni. Turyści prawie zupełnie zniknęli w tłumie lokalnych mieszkańców, którzy wystrojeni po uszy świętowali rozpoczęcie Semana Santa od rana do samiutkiej nocy.

Spacer po dzielnicy żydowskiej Juderia okazał się być strzałem w dziesiątkę. Świętujące tłumy pozostały daleko w tyle, więc mogłam w pełni nacieszyć się wąskimi uliczkami dzielnicy. Juderia pełna jest klimatycznych barów i kafejek. Spokojna za dnia, ale pełna życia i wszechobecnego flamenco w nocy.

Juderia



Na ulicy łączącej Juderię z Katedrą polecam odwiedzić maleńki bar Alvaro Peregil (znaleziony dzięki temu blogowi). Bardzo łatwo go znaleźć, wystarczy rozejrzeć się gdzie przy drewnianych beczkach stoi tłumik wesołych, rozgadanych Hiszpanów z winem w ręku. Specjalnością baru jest domowe wino z pomarańczy! Atmosfera w barze jest przezabawna. Na 5 metrach kwadratowych, rozjazgotany tłumik pcha się ile sił wyciągając ręce do barmanów, którzy z prędkością światła  nalewają wino z emaliowanych dzbanków na drewnianej ladzie, czasem trafiając do szklanek, a czasem nie.


Tinto de Verano i Vino de Naranja

Stanie pod kwitnącą pomarańczą, pijąc wino, które pachnie i smakuje pomarańczą - bezcenne!!!

Po południu nogi zaprowadziły mnie nad rzekę, gdzie natknęłam się na Arenę Byków i Złotą Wieżę.
Torre d'Oro
Arena Byków
Po przejściu przez most znalazłam się w kolorowej dzielnicy Triana. Popijając Cruzcampo przed małą knajpką, wśród rozradowanych, odświętnych Hiszpanów udzieliła mi się świąteczna atmosfera i też pognałam zobaczyć procesję. Udział w procesji okazał się być niezapomnianym doświadczeniem.

Most prowadzący do dzielnicy Triana
Tłumik zmierzający na procesje

Jedna z pierwszych procesji Semana Santa
Standardowo pozostałe procesje rozgromiła ulewa i resztę nocy spędziłam na zwiedzaniu barów. Życie nocne w Sevilli jest wspaniałe. Bary są dosłownie co parę metrów. Do wyboru, do koloru. Starałam się wybierać te najbardziej 'hiszpańskie' i autentyczne. Łatwo je rozpoznać po braku krzeseł, gromadzie głośno gadających Hiszpanów i zazwyczaj surowym, zwykłym wystroju. Wygląda na to, że Hiszpanie nie odczuwają w ogóle potrzeby siedzenia, ale za to, podobnie jak Włosi, mają ogromną potrzebę mówienia. Wspaniała zabawa i ubaw po pachy. Polecam!

Przy piwnym kubełku w jednym z barów
Fasola

2 komentarze:

  1. Ale się ucieszyłam, jak zobaczyłam tytuł wpisu:) Moja Sewilla! Niestety tak jest, wiosną, a zwłaszcza w trakcie Wielkiego Tygodnia bardzo dużo pada...W Poniedziałek Wielkanocny w jednej z procesji wyszłam ja ubrana w taki spiczasty kaptur....niesamowite wrażenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Ale musialo byc niesamowicie wziac udzial w procesji...zazdroszcze:)

      Usuń