Marzył mi sie wieszak, taki do
niczego, nie do szafy, nie na płaszcze, taki zwykły. Zwykle wiszący. Ten znalazłam
na targu. Za 30 groszy. Był fioletowo – zielony. Bardzo wstrętny. Zdarcie
farby, zwłaszcza że była to olejna zajęło mi sporo czasu – wtedy wydawało mi
sie że drewniane haczyki w kształcie grzybków też doprowadzę do porządku, ale
chyba bardziej nadają się do domu dla latek, jako stołki barowe niż na wieszak.
Nie wyglądały zbyt elegancko. Zmieniłam je na przepiękne ceramiczne uchwyty do
szuflad.
Procedura malowania przebiegała
identycznie jak w przypadku szafki, z tym że malowanie było błyskawiczne z
jedną warstwą farby. Niestety jakoś tak nie udało mi sie zrobić zdjęcia przed
zmianą – a po zmianie wygląda tak: Jest ożywieniem dla ściany i za każdym razem
jak go mijam, witam sie z Panem Krasnalem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz